czwartek, 30 sierpnia 2012

Es el tiempo para ejercitar

¡HOLA!

Czyli to jest czas na ćwiczenia. 
Żyjemy w ciągłym biegu i cierpimy na chroniczny brak wolnego czasu. Karnety na siłownię czy zajęcia fitness są drogie. Zorganizowane zajęcia nie odpowiadają naszym potrzebom. To chyba najczęstsze wymówki, które powstrzymują nas przed rozpoczęciem ćwiczeń. Kiedy coś w naszym ciele nam się nie podoba, wolimy głodzić się na restrykcyjnych dietach niż zmusić swoje ciało do odrobiny wysiłku. Moim zdaniem każda, ale to każda dieta będzie powodować efekt jojo, jeśli nie zmobilizujemy się do regularnego treningu. Dieta, owszem, pomoże pozbyć się zbędnych kilogramów, ale nie wymodeluje naszego ciała ani nie wyrzeźbi mięśni. W ostatnich czasach nastąpił prawdziwy bum na kosmetyki wyszczuplające. Wiele kobiet wierzy, że smarowanie ciała od stóp do głów pomoże je wyszczuplić o kilka centymetrów. Prawdziwym zadaniem tego typu kosmetyków jest napięcie i ujędrnienie ciała oraz zmotywowanie do pracy. Nie jestem zagorzałą przeciwniczką tego typu balsamów, bo sama wspomagam treningi w ten sposób, ale jestem pewna, że nawet najdroższe, najlepsze kosmetyki nie dadzą długotrwałych i zadowalających efektów, jeśli nie zaczniemy się ruszać. :)
Zawsze byłam szczupła, ale moje ciało w żadnym stopni nie było wymodelowane ani wyrzeźbione. Bliżej mi do stracha na wróble niż do atletycznie zbudowanej fitnesski, ale postanowiłam to zmienić, skończyć z narzekaniem i zabrać się za ćwiczenia. Najbardziej zależy mi na wyrzeźbieniu brzucha, ud i pośladków oraz ogólnym poprawieniu kondycji. :)

 
Dlatego drogie panie około półtora miesiąca temu dałam się porwać blogowej mani jaką stały się treningi z Ewą Chodakowską. Do tej pory wraz z magazynem Shape mogłyśmy kupić trzy płyty z autorskimi treningami (słyszałam, że jest planowana czwarta! :D). Bardzo polubiłam ćwiczyć słuchając jej spokojnego, kojącego głosu. Jej metoda polega na napinaniu mięśni brzucha z każdym wydechem. Wcześniej nigdy  (nawet na zajęciach z pilatesu) nie zwracałam uwagi na mój oddech, a z pomocą Ewy nauczyłam się go kontrolować. Podczas jej treningu nie potrzebujemy specjalistycznego sprzętu, a naprawdę widzę pierwsze efekty. Należę do osób, które szybko się nudzą, dlatego wiele razy podchodziłam do ćwiczeń typu areobiczna szóstka Weidera i nigdy nie wytrzymywałam do końca, mimo widocznych efektów. Szóstkę robiłam jakiś miesiąc, ale zaczęłam się okropnie nudzić podczas godzinnego robienia tych samych ćwiczeń. podczas treningów z Ewą nie nudzę się, bo ćwiczenia są bardzo urozmaicone. Nie mam ochoty wyłączyć płyty, tylko ćwiczę dalej. Ćwiczenia nie tylko poprawiają wygląd mojego ciała, ale wprawiają mnie w fantastyczny nastrój. Oczywiście, że jestem zmęczona, ale zmęczona w pozytywny sposób.
Na początku miałam problemy nawet z pierwszą płytą, czyli skalpelem, ponieważ moja kondycja była na poziomie zerowym. Teraz jest coraz lepiej. Ćwiczenia z pierwszej i drugiej płyty wykonuję dokładnie, w tempie, bez odpoczynku i bez zatrzymywania. Trzecia jest jeszcze przede mną. Jest to trening dla zaawansowanych. Dla mnie jak na razie jest to czysty hard core, ale dojdę i do tego poziomu. :)


Z wrześniowym wydaniem Shape możemy kupić trzecią już płytę z ćwiczeniami Ewy.  Jeśli jest jeszcze ktoś, kto jej nie ma to radzę pędzić do kiosku.
Naprawdę warto zrobić coś dla siebie! :D

niedziela, 26 sierpnia 2012

El cuidado de Rusia

¡HOLA!

Czyli pielęgnacja z Rosji. 
Leniwy piątkowy poranek został i brutalnie przerwany przez listonosza. Mocno się zdziwił kiedy otworzyłam mu drzwi z poczochranymi włosami i zaspanymi oczami. Drwiący uśmiech, który pojawił się na jego twarzy został łaskawie wybaczony, ponieważ przyniósł mi moją pierwszą paczkę z rosyjskimi kosmetykami ze sklepu Kalina. Nareszcie! :)

Naturalne, ziołowe kosmetyki ostatnimi czasy biją rekordy popularności wśród włosomaniaczek i bloggerek kosmetycznych. Przyznam się, że ja sama skusiłam się a zakup tych cudeniek po przeczytaniu licznych recenzji. Większość z nich była niezmiernie pozytywnych, więc i ja postanowiłam wypróbować je na sobie, a raczej na swoich włosach. Kupiłam dwie odżywki i szampon. Przed pokazaniem Wam ich chciałam je wypróbować. Moje włosy bardzo lubią zioła, więc liczę na naprawdę świetne efekty. Wiem, że nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca, ale pierwsze wrażenia są niesamowite! :D
Po przejrzeniu oferty sklepu zdecydowałam się na zakup organicznej odżywki i szamponu do włosów suchych - objętość i nawilżanie firmy Natura Siberica oraz balsamu na łopianowym propolisie do włosów wypadających z serii Receptur Babuszki Agafii. Kosmetyki mają niezwykle bogate, naturalne składy - bez żadnej niepotrzebnej chemii. Ja osobiście od pierwszego wrażenie zakochałam się w tych eleganckich opakowaniach. Są po prostu piękne! :)
Do tej pory raz użyłam szamponu i odzywki z serii Natura Siberica. Szampon poradził sobie ze zmyciem oleju. Włosy były naprawdę puszyste, ale nie spuszone (tak, to dwie inne rzeczy :D). Były miękkie w dotyku i ładnie się układały. Zachowały dłużej świeżość i miały wyraźnie zwiększoną objętość, więc jak na razie jestem z nich bardzo zadowolona. Balsamu na łopianowym propolisie jeszcze nie używałam, ale zastanawiam się nad stosowaniem go jako maski, bo wydaje mi się, że tak lepiej pomoże moim wypadającym włosom. 



Używałyście już rosyjskich cudeniek? Które są Wasze ulubione? :)

środa, 22 sierpnia 2012

Naturalmente en cien por ciento

¡HOLA!

Czyli naturalnie w stu procentach.
Przepraszam za moją kilkudniową nieobecność. Miałam problemy z internetem i nie mogłam się połączyć, ale już wracam do blogosfery z nowym postem. :)
Odkąd zaczęłam naprawdę dbać o swoje włosy, zwracam o wiele większą uwagę na składy kosmetyków. Początkowo większość nazw nic mi nie mówiła i miałam wrażenie, że są  tak zaszyfrowane, aby przeciętny konsument nawet nie próbował zawracać tym sobie głowy. Często ślepo wierzymy producentom w cudotwórcze działanie ich kosmetyków, nawet nie zwracając uwagi na ich skład. I bardzo często spotyka nas zawód. Z biegiem czasu zaczęłam rozpoznawać niektóre nazwy. Skorzystała na tym również moja cera, ponieważ postanowiłam zafundować jej nawilżanie prosto z natury. :)
Moja cera jest mieszana. Błyszczy się w strefie T, ale potrzebuje też solidnego nawilżenia. Przez ostatnie dwa miesiące każdego wieczoru używałam kremu nawilżającego firmy Natura Officinalis. Wszystkie kremy tej firmy są bogate w naturalne ekstrakty i substancje odżywcze. Powstają na bazie wyciągów z trzech zbóż: owsa, pszenicy i jęczmienia. Kremy zawierają aż 98% naturalnych składników. Nie zawierają w sobie substancji zapachowych, syntetycznych barwników, sztucznych konserwantów ani silikonów. 

Obietnice producenta: Lekki i doskonale wchłaniający się krem przeznaczony do każdego rodzaju skóry ze szczególnym zaleceniem dla cery suchej i bardzo suchej. Można stosować go zarówno rano, jak  wieczorem, w połączeniu z relaksującym i delikatnie pobudzającym krążenie i napinającym skórę masażem twarzy. Krem nawilżający Natura Officinalis - 3 zboża wśród wielu składników pochodzenia naturalnego zawiera te, które w wyjątkowy sposób radzą sobie z problemem skóry przesuszonej, pozbawionej blasku i elastyczności. Szczególnym składnikiem, który zapobiega przesuszeniu naskórka, jest tłoczony na zimno olej z kiełków pszenicy. Jego dodatkową zaletą jest to, że rewitalizuje, wygładza i odżywia skórę, dodając jej blasku i sprężystości. Delikatne masło pozyskiwane z nasion konopi indyjskich wspomaga odbudowę płaszcza hydrolipidowego w wierzchniej warstwie naskórka, wpływając bezpośrednio na poziom nawilżenia naskórka i tym samym zapobiega utracie wody z głębszych warstw skóry. Dzięki temu skóra pozostaje gładka i elastyczna. Kolejnym składnikiem, który w bezpośredni sposób zapobiega odwodnieniu skóry, jest naturalna gliceryna - zastosowana w kremie, by spowodować zatrzymanie wilgoci w naskórku i go zmiękczyć. Nawilżające działanie masła z konopi indyjskich, gliceryny i wszystkich substancji aktywnych zawartych w kremie Natura Officinalis - 3 zboża wspomagane jest przez aktywne składniki pozyskiwane ze zbóż: wodę jęczmienną i wyciągi z jęczmienia, bogate w przeciwutleniacze, walczące z wolnymi rodnikami, minerały i aminokwasy. Ich głównym działaniem jest nawilżenie, wygładzenie powierzchni naskórka i dodanie skórze blasku oraz naturalnie promiennego wyglądu.

Skład: Aqua*, Hordeum Vulgare Extract, Caprylic/Capric Triglyceride**, Glycerin, Cl4-22 Alcohols, Triticum Vulgare Germ Oil, Isopropyl Palmitate, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Cl-12-20 Alkyl Glucoside, Hydrolised Algin, Maris Aqua, Chlorella Vulgaris Extract, Squalene, Tocopherol, Tocopherol**, Hordeum Vulgare Seed Extract, Avena Sativa Kernel Extract, Triticum Vulgare Seed Extract, Manganese Gluconate, Olive Extract, Caprylyl Glycol, Phenoxyethanol, Hexylene Glycol, Ascorbyl Palmitate, Isohexane, Polysorbate 80, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Sodium Phytate*

Cena: 30 zł / 50ml 




Moja opinia: Krem zapakowany jest w mały słoiczek, wykonany z ciemnozielonego szkła z aluminiową nakrętką z logo firmy. Producent zapewnia, że jest to ekologiczne i przyjazne środowisku opakowanie. Według mnie słoiczek jest bardzo elegancki i naprawdę ładnie prezentuje się na półce. Na opakowaniu napisane są wszystkie najważniejsze informacje. Jako, że jest to szklany słoiczek, to widzimy dokładnie ile kosmetyku nam zostało, co dla mnie jest dużym plusem. Krem jest bardzo wydajny - 50ml wystarcza na ok. 3 miesiące stosowania na noc. Ma fajną, lekką konsystencje, która szybko się wchłania oraz śnieżnobiały kolor. Po użyciu kremu skóra się błyszczy, ale ja stosowałam kosmetyk na noc, więc mi to nie przeszkadzało. Wiele osób odrzucić może naturalny, zbożowy zapach kosmetyku. Na początku, mi również nie przypadł do gustu, ale po pewnym czasie się przyzwyczaiłam. Krem mnie nie uczulił, ani nie podrażnił. Do zakupu kremu zachęcił mnie naprawdę fantastyczny skład kosmetyku. Oprócz wyciągu z trzech ziół, gliceryny, masła z konopi indyjskich i olejku z kiełków pszenicy, zawiera też wyciąg z alg morskich, wyciąg z oliwy z oliwek, witaminę E. Na działaniu również się nie zawiodłam. Krem świetnie nawilża, pozostawia skórę naprawdę miękką i gładką. Łagodzi podrażnienia. Po jego użyciu nie mogę przestać dotykać twarzy, która staje się niesamowicie przyjemna w dotyku, taka mięciutka. :D  Krem nie zawiera filtrów przeciwsłonecznych, więc nie koniecznie nadaje się do stosowania na dzień. Wydaje mi się, że nie będzie się nadawał pod makijaż. Dla bardzo przesuszonej skóry może być za słaby. Ciekawa jestem, jak będzie sprawdzał się zimną, kiedy nasza cera przechodzi prawdziwą szkołę przetrwania. Według mnie jest to kosmetyk, któremu warto poświęcić uwagę. Z całą pewnością kupię ponownie.

A Wy, zwracacie uwagę na skład kosmetyków? Używacie kosmetyków, o bardziej naturalnych składach? Jakie są wasze ulubione? :)

sobota, 18 sierpnia 2012

Pastel de zanahoria

¡HOLA!

Czyli ciasto marchewkowe. 
Wiele osób nigdy nie słyszało o tym cieście, ale wszyscy ci szczęśliwcy, którzy mieli okazję spróbować tego wypieku niejednokrotnie do niego powracają. W latach 60-tych szał na ciasto marchewkowe ogarnął całe Stany Zjednoczone, ponieważ jest tanie i dziecinnie proste w wykonaniu. Niemożliwe jest zepsucie go. Jest niesamowicie miękkie, wilgotne i puszyste. Po prostu genialne w swojej prostocie. Samo w sobie nie jest zbyt słodkie, dlatego idealnie komponuje się ze słodziutką, białą polewą. Ten oryginalny wypiek potrafi zniknąć ze stołu w rekordowym tempie i nic dziwnego - jest po prostu przepyszne. :D 
Marchewka jest warzywem, które zawiera mało kalorii i bardzo dużo minerałów. Stanowi jedno z głównych źródeł witaminy A, która jest odpowiedzialna za prawidłowy wzrost, budowę mocnych kości oraz kondycję naszych oczu. Wzmacnia naszą odporność. Regularne spożywanie marchwi ma pozytywny wpływ na naszą cerę, która staje się bardziej promienna, zarumieniona i wygląda po prostu zdrowiej. Obecność witaminy A w organizmie neutralizuje wypadanie włosów. Marchew zawiera również witaminy E, K, C, większość witamin z grupy B oraz miedź i fosfor. Najwięcej witamin znajdziemy w świeżo wyciśniętym soku marchwiowym, ale ciasto też warto zjeść. :)


Składniki:
Ciasto:
4 jajka
190g cukru trzcinowego
185ml oleju słonecznikowego
300g mąki pszennej
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
3 łyżeczki cynamonu 
400g tartej marchwi

Polewa:
1 opakowanie serka Philadelphia lub mascarpone (z mascarpone polewa będzie słodsza)
szklanka cukru pudru
50g masła 

Marchew umyć, obrać i zetrzeć na tarce o dużych oczkach. Piekarnik nagrzać do 180stC. Formę o średnicy 24cm nasmarować masłem i wysypać mąką. Jajka utrzeć z cukrem, następnie dodać olej i miksować, aż do połączenia składników. Mąkę, sól, proszek, sodę i cynamon przesiać przez sitko, a następnie połączyć z jajkami. Na końcu dodać tartą marchew. Całość bardzo dokładnie wymieszać. Przelać do formy i piec przez godzinę.
Wszystkie składniki potrzebne na polewę dokładnie zmiksować, aż do uzyskania gładkiej masy.
Ciasto można po wierzchu posypać płatkami migdałowymi. 


¡Que aproveche!

wtorek, 14 sierpnia 2012

La operación de salvamento

¡HOLA!

Czyli akcja ratunkowa. 
W poście z sierpniową aktualizacją włosów wspomniałam o zniszczeniach jakie wywołało u mnie słońce, wiatr i słona woda z Bałtyku. Moje włosy stały się suche, łamliwe, straciły blask. Wzmogło się też ich wypadanie. Do ideału jeszcze bardzo daleko. Mogłabym tak na nie narzekać i z godzinę, ale nie ma co się oszukiwać - stres też wpływa na kondycję włosów. A to błędne koło. Dlatego koniec narzekania i marudzenia! Rozpoczynam intensywną akcję ratunkową moich włosów! :D

 
Udało mi się upolować na DOZ-ie wcierkę Jantar. W związku z zawieszeniem przez Faromę produkcji jej zdobycie graniczy praktycznie z cudem. Potrafi zniknąć tak szybko jak się pojawić. Dlatego zaopatrzyłam się od razu w dwie buteleczki. Włosomaniaczki naprawdę ją uwielbiają i wywalczyły (jak lwice :D) przedłużenie produkcji co najmniej do końca roku. Mam nadzieję, że moje włosy polubią się z Jantarem. 
Wiem, że nawet najdroższe i najlepsze kosmetyki nie dadzą zadowalających efektów bez odpowiedniego odżywiania włosów od wewnątrz. W związku z tym postanowiłam uzupełnić moją dietę w skrzypokrzywę. Od trzech dni codziennie wypijam dwa i pół kubka tego eliksiru. :D Jego zadanie to przede wszystkim oczyszczenie organizmu z toksyn, co skutkuje początkowym wysypem na twarzy, ale również dostarczenie organizmowi krzemionki, która korzystnie wpływa na stan włosów, skóry i paznokci. Skrzyp bogaty jest w krzem i potas, które są bardzo istotnymi minerałami w odżywianiu włosów. Pokrzywa dostarcza nam wielu kwasów organicznych, soli mineralnych i innych istotnych związków, ale niestety wypłukuje nam z organizmu magnez, a skrzyp witaminy z grupy B, więc warto je dodatkowo suplementować. Liczę, że pod koniec kuracji włosy będą mocniejsze, będą szybciej rosły i pojawią się nowe babyhair. :)
Postanowiłam też powrócić do przekleństwa z dzieciństwa, czyli tranu. Chcę ogólnie wzmocnić swój organizm przed sezonem jesienno-zimowym, gdyż mam słabą odporność i zdarza mi się chorować. Kupiłam tran w kapsułkach (szkoda, że nie było takich 15 lat temu!). Preparat dostarcza organizmowi witaminy A, D i E oraz kwasy tłuszczowe omega-3. Witamina A neutralizuje wypadanie włosów i pomaga pozbyć się łupieżu. Witamina E zwiększa absorpcję tlenu do obiegu krwi, co pomaga zwiększyć cyrkulację do skóry głowy. Podczas sezonu letniego nasz organizm sam produkuje witaminę D. Wystarczy przebywać na słońcu z odsłoniętymi łokciami i kolanami przez pół godziny dziennie. Niestety w zimę jest to niemożliwe, no chyba, że mieszka się w słonecznej Andaluzji. :D Witamina D odpowiedzialna jest przede wszystkim za stan naszych kości i układu nerwowego. 
Chciałam też wypróbować na swoich włosach nowy olej, dlatego wybrałam się do sklepu z żywnością ekologiczną, gdzie miła pani ekspedientka powiedziała mi, że olej lniany owszem wpłynie na stan moich włosów od zewnątrz, ale prawdziwe cuda zdziała od środka. Dlatego oprócz olejowania włosów postanowiłam wypijać dziennie dwie łyżki, jednakże okropny smak zmusił mnie do dodawania go do jogurtów i deserów.  Olej lniany zawiera kwasy omega-3-6-9, które niesamowicie wzmacniają nasz organizm. Wpływają na nawilżenie skóry, wzmacniają włosy i paznokcie. 
Zaczęłam też dosypywać do wszystkiego siemienia lnianego, który ma nawilżyć od środka zarówno skórę jak i włosy. Nie są to hurtowe ilości (najwyżej łyżeczka czy dwie), ale wierzę, że siemię dorzuci swoje trzy grosze. Zawiera witaminy z grupy B, które wypłukuje pokrzywa, a ponad to witaminę E, magnez, wapń, cynk, żelazo, potas i fosfor. :) 
Mam nadzieję, że taka akcja ratunkowa przyniesie naprawdę niesamowite rezultaty. Staram się myśleć pozytywnie, nie denerwować się i nie narzekać na moje włosy. Kochane, pamiętajcie - złość piękności szkodzi! :)

niedziela, 12 sierpnia 2012

Las novedades en mi armario en agosto '12

¡HOLA!

Czyli nowości w mojej szafie w sierpniu '12.
Wakacyjne wyjazdy sprzyjają zakupom. Lubię mieć w szafie rzeczy, które znaczą coś więcej i przywołują miłe wspomnienia. Czasami są dokładnie przemyślanymi zakupami, a czasami bywają kupione pod wpływem chwili bądź niezwykle skutecznej namowie charyzmatycznego sprzedawcy. Niestety później z takimi wakacyjnymi pamiątkami o wiele trudniej się rozstać. I nie ma znaczenia czy towarzyszą nam niemalże przez cały czas czy nosiłyśmy je tylko kilka razy (bądź wcale). One zawsze przywołają wspomnienia. :)
Muszę przyznać, że miałam szczęście wracać do domu samochodem. Inaczej mogłoby być ciężko załadować to wszystko do walizki. Kilka nowych rzeczy wpadło. 

Ta granatowa sukienka została kupiona w second-handzie. Jest niezwykle lekka, zwiewna i dziewczęca. Nieco mocniejszy podmuch wiatru skutkuje efektem Marilyn Monroe, także trzeba uważać. :D Prasowanie jej to czyste tortury, ale mimo wszystką ją uwielbiam. Pochodzi z Zary.


Zwiewna, zielona bluzeczka już czeka na swoją premierę podczas Latino Night, na które wybieram się w środę. Kojarzy mi się właśnie z taką gorącą latynoską nocą. Jest niezwykle kobieca, ładnie podkreśla figurę. Kupiłam ją w secon-handzie, a pochodzi z firmy Etam.


Czuję, że ta sukienka będzie jednym z moich ulubieńców na nadchodzący sezon jesienno-zimowy. Wykonana z grubszego materiału, więc takiemu zmarźlakowi jak ja nie powinno być zimno. Jest bardzo kobieca i elegancka. Bardzo podoba mi się ten oryginalny kolor. Jeden z wakacyjnych łupów.  :)


Bardzo duża, pakowna torba. Idealna do codziennego użytku. Bardzo solidna, wykonana z dobrej jakości skóry. Kupiona za śmieszną cenę, gdyż rzekomo była uszkodzona. Oczywiście, jeśli źle założone ucho, które wystarczyło poprawić w jakieś dwie minuty to uszkodzenie. :D


Generalnie nie przepadam za pastelowymi kolorami. Wolę mocne, wyraziste barwy. Ten delikatny sweterek to jedyna rzecz, która wpisała się w pastelowy trend. Urzekło mnie delikatne, ażurowe, dziewczęce wykończenie. :) Kupiona w second-handzie. Jest zupełnie nieznanej mi firmy Bik Bok.


Piękna, delikatna sukienka o kroju bombki. Wymagała jedynie drobnego przeszycia ramiączek i idealnie leży na ciele. Sama w sobie nie jest jakaś zniewalająca, ale w towarzystwie dobrze dobranych dodatków jest naprawdę świetna. Wykonana przez Marca Lauge. Kolejna perełka wyszukana w second-handzie. Chyba czas zacząć jakąś terapię...


Pewnego dnia trafiłam na likwidację małego sklepiku obuwniczego. Wszystkie pary był przecenione kilkakrotnie, więc skusiłam się na trzy. Czarne pantofle całkiem nieźle sprawdzą się podczas sezonu jesiennego. Takie uniwersalne buty na co dzień warto mieć. Do spodni prezentują się całkiem nieźle. Szare balerinki są naprawdę urocze w swej prostocie. Pasują do wszystkiego i są niezwykle wygodne. Do tych granatowych czółenek z biało-czerwonymi kokardami zapałałam miłością od pierwszego wejrzenia. Są po prostu śliczne, a przy tym niesamowicie wygodne. Naprawdę nie czuć ich na stopie. Jednym słowem - idealne. :D
 
  

Będąc nad morzem nie mogłam nie kupić czegoś z biżuterii. W sumie to nie kupiłam ich. Obie pary dostałam w prezencie. Biżuteria to dla mnie prawdziwa pamiątka i idealny podarunek. A szczególnie te kolczyki, ponieważ słoneczniki to moje ulubione kwiaty. :D


A czy dla Was ubrania i dodatki też są czymś więcej? Lubicie tego typu pamiątki i prezenty? :)

piątek, 10 sierpnia 2012

Mi pelo en agosto '12

¡HOLA!

Czyli moje włosy w sierpniu '12.
Miałam wrócić opalona na brąz, a wyszła z tego delikatna oliwka, jednakże nie mogę narzekać na pogodę. Przez większość czasu towarzyszyło mi ładne słoneczko - idealne na opalanie. Na szczęście uciekłam przed największymi ulewami i wichurami. Wczoraj wieczorem rozpoczęłam intensywną akcję-regenerację moich włosów, które po wyjeździe są nieco przesuszone i bardziej łamliwe. Na oko urosły jakieś 2-3 cm - przy skręcie trudno określić, więc chyba muszę comiesięczną aktualizację robić zawsze w tej samej bluzce. xD Szczerze wolałabym, żeby nie urosły wcale, a przestały wypadać. Może już czas na jakąś dobrą wcierkę? :)


Zawsze przed wyjściem na plażę spryskiwałam je intensywnie moją własnoręcznie robioną odżywką, a na końcówki nakładałam nieco większą ilość olejku z Alterry 'Migdały i papaja'. Włosy związywałam w warkocz lub robiłam koszka. Prawie zawsze miałam na głowie szal czy chustę, ale przyznaję się bez bicia, że czasami o tym zapominałam. Po przyjściu z plaży płukałam włosy i nakładałam na nie sporą porcję odżywki Isany z olejkiem babassu. Moje włosy bardzo polubiły ten zabieg. Były później niesamowicie miękkie, sypkie, błyszczące i mocniej się kręciły.
Walizkową kosmetyczkę zawsze staram się ograniczyć do niezbędnego minimum. Zabrałam ze sobą żel do higieny intymnej Facelle Sensitive z Rossmanna, który służył mi jako szampon. Karmiłam swoje włosy odżywką Isany z olejkiem babassu. Raz nałożyłam na nie maskę Alterry z granatem i aloesem. Czesałam je delikatnie drewnianym grzebieniem z The Body Shop i obowiązkowo owijałam je bawełnianym podkoszulkiem. 
Jeszcze przed wyjazdem zauważyłam wzmożone wypadanie włosów, które wzmogło się nad Bałtykiem. Muszę coś z tym zrobić. Zdecydowałam się zakupić skrzypokrzywę, szampon Pharmaceris do włosów wypadających, zrobić zakupy w Kalinie. Po miesięcznej przerwie znów rozpocznę suplementację. Zastanawiam się nad kupnem kolejnego oleju i chyba zdecyduję się na lniany. Mam w planach intensywne olejowanie. :D Zaczęłam do wszystkiego dosypywać siemienia lnianego, ponieważ żelu nie jestem w stanie przełknąć, za to świetnie służy mi jako stylizator loków. Skręt po nim nie jest zły, ale mógłby być mocniejszy. Może spróbuję dodać go do soków warzywno-owocowych bądź zmiksować go z jakimś owocem. Spróbuję odżywić moje włosy od wewnątrz, ponieważ wydaje mi się, że tego najbardziej potrzebują. :)


Jak Wasze włosy zniosły wakacyjne wyjazdy, słońce, wiatr, słoną i chlorowaną wodę? Jak wygląda Wasz plan regeneracji po wakacjach?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...