sobota, 12 października 2013

Crema para la cara y el cuerpo - Hipp

¡HOLA!   

Czyli krem do twarzy i ciała - Hipp. 
Na ten krem trafiłam kiedyś przeszukując Wizaż, gdzie przeczytałam wiele pozytywnych opinii na jego temat. Zachwycił mnie swoim świetnym składem i jakoś na początku wakacji wylądował w wirtualnym koszyku. Krem do twarzy jest produktem, od którego oczekuję najwięcej. Przede wszystkim musi mieć dobry skład i dogłębnie nawilżać moją skłonną do przesuszeń cerę. Co prawda, dzięki pielęgnacji olejem jojoba, który wyrównał wydzielanie serum, nie borykam się już z przesuszoną skórą. Wierzę, że do poprawy stanu mojej cery przyczynił się również krem Hipp. Co prawda dzieckiem już nie jestem, ale moja cera wciąż potrzebuje pielęgnacji kosmetykami, które mają delikatne i nieszkodliwe składy. :)

Obietnice producenta:
  • stworzony, aby zminimalizować ryzyko alergii
  • bez oleju mineralnego
  • bez substancji zapachowych uważanych za alergizujące (zgodnie z Dyrektywą 2003/15/WE)
  • bez olejków eterycznych – niektóre z nich mogą być przyczyną alergii
  • bez emulgatorów PEG
  • bez surowców pochodzenia zwierzęcego
  • dobrze tolerowany przez skórę – potwierdzone dermatologiczne
Skład: Aqua, Helianthus Annuus Seed Oil, Cocoglycerides, Cetearyl Alcohol, Myristyl Myristate, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Sodium Carboxymethyl Betaglucan, Panthenol, Phenoxyethanol, Cetearyl Glucoside, Behenyl Alcohol, Myristyl Alcohol, Parfum, Xanthan Gum, Myristyl Glucoside, Sodium Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, p-Anisic Acid 
 
Cena: ok. 12 zł / 75 ml
Moja opinia: Krem został zapakowany w tubkę z miękkiego plastiku, którą można łatwo zgiąć, aby pod koniec wydobyć produkt do ostatniej kropli. Niestety po finałowym przecięciu tubki, okazało się, że na ściankach zalega taka ilość kremu, która pozwoliła mi używać go jeszcze przez dwa tygodnie. Na pewno takie opakowanie ma też swoje plusy - jest bardziej higieniczne niż słoik, a pod światło możemy skontrolować, ile produktu jeszcze zostało, czego z kolei nie możemy zrobić w przypadku opakowań typu airless. 
Krem pachnie olejkiem migdałowym - identycznie jak oliwka oraz jak naturalny olej migdałowy z ZSK. Co prawda w swoim składzie ma kompozycję zapachową, ale jak widać, nie występuje ona w dużej ilości. Krem ma śnieżnobiały kolor i lekką konsystencję. Krem wchłania się wolno i trudno rozprowadzić go na twarzy. Wystarczy nałożyć go odrobinę za dużo, a już zaczyna się mazać oraz bielić twarz niesamowicie. Czas wchłonięcia się również bardzo się wydłuża. Optymalną ilością w moim przypadku była kropla wielkości grochu. Na twarzy pozostawia delikatną, ale nietłustą, warstwę ochronną. Świetnie nadaje się pod makijaż, ponieważ nie roluje się ani nie utrudnia nakładania podkładu. Produkt okazał się bardzo wydajny - stosowałam go bez przerwy przez ponad trzy miesiące. :)
Jak już wspominałam, krem Hipp ma bardzo dobry skład. Nie uczula, nie podrażnia ani nie zapycha. Nie odżywia ani nie regeneruje jakoś wybitnie, ale całkiem nieźle nawilża. Podczas jego stosowania ani razu nie miałam przesuszonej cery, jednakże na zimę, kiedy moja skóra potrzebuje naprawdę dogłębnego nawilżenia, może okazać się za słaby. Cera po jego użyciu staje się wyraźnie gładsza. Jest zmatowiona i nie świeci się przez wiele godzin. Kosmetyk nadaje skórze ładny, zdrowy koloryt. Nie powoduje powstawania zaskórników. 
Podsumowując, jestem zadowolona z działania tego kremu. Ma przyjazny skład i naprawdę przyzwoite działanie. Nie nawilża jakoś wybitnie, ale też nie przesusza cery. Jego słabą stroną jest brak filtru przeciwsłonecznego i to, że trudno go rozprowadzić na twarzy. Nie mniej jednak, jako krem na ciepłe miesiące, sprawdził się bardzo dobrze, więc z pewnością do niego wrócę. 

Stosujecie kosmetyki przeznaczone pierwotnie dla dzieci czy wolicie te z Waszej grupy wiekowej? :)

wtorek, 8 października 2013

El jabón Aleppo de rosa damascena

¡HOLA!   

Czyli mydło Aleppo z różą damasceńską. 
O mydłach Aleppo słyszałam już dawno temu, ale zawsze były to bardzo pozytywne opinie. Wiele osób to właśnie tym mydełkom przypisuje poprawę swojego stanu skóry. Te pochodzące z Syrii skarby są cenione przede wszystkim za swoją naturalną recepturę. Oryginalne mydełka Aleppo są ręcznie wytwarzane. Nie zawierają  tłuszczy pochodzenia zwierzęcego, oleju palmowego, barwników, konserwantów ani kompozycji zapachowych. Składają się jedynie z dwóch głównych składników: oleju laurowego i oliwy z oliwek. Proces ich produkcji jest niezmienny od tysięcy lat, a zaczyna się zawsze z początkiem wiosny.

Zasada jest prosta: im więcej oleju laurowego zawiera mydełko, tym jego właściwości lecznicze są większe. Olejek ten działa jak naturalny antybiotyk. Pomaga w chorobach skóry takich jak łuszczyca, egzema czy trądzik. Świetnie reguluje wydzielanie sebum, więc jest odpowiedni zarówno dla suchej, jak i tłustej cery. Wspomaga gojenie się ran oraz łagodzi podrażnienia. Oliwa z oliwek jest świetnym emolientem, a ponadto sporym źródłem witaminy E. 
Mydełka często zawierają też substancje pomocnicze takie jak: miód, czarnuszka, olej arganowy, glinka ghassoul, jaśmin, błoto z Morza Martwego, czerwona glinka, czy róża damasceńska, która zawierało moje pierwsze mydełko. Jak widzicie, mamy do wyboru naprawdę dużo opcji. Jeśli dopiero zaczynacie przygodę z mydełkami Aleppo, zacznijcie od najmniejszego stężenia oleju laurowego lub wybierzcie takie, które zawiera 100% oliwy z oliwek. 
Mydełka Aleppo są niezwykle uniwersalne - z powodzeniem zastąpią każdy kosmetyk myjący. Idealnie sprawdzą się podczas wyjazdów oraz u osób lubiących proste a efektywne rozwiązania. Możemy nim myć nie tylko twarz, ale również włosy, ciało, okolice intymne oraz podobno nawet zęby (nie próbowałam i chyba się nie odważę :P). Wykorzystamy je również do delikatnej depilacji, prania czy sprzątania domu. Mydełka całkiem nieźle się pienią, ale nie oszukujmy się - nie uzyskamy piany jak przy pomocy drogeryjnego mydła w płynie czy żelu do kąpieli. Trochę trzeba się napracować, aby wytworzyć optymalną ilość piany. 

Moje mydełko zawierało różę damasceńską i było naprawdę delikatne. Nie wysuszyło mi cery, a zaskórniki zostały zminimalizowane. Ponadto podrażnienia zostały wyraźnie złagodzone. Skóra była wyraźnie ściągnięta, a pory zostały zwężone. Cera została świetnie oczyszczona oraz przygotowana do dalszej pielęgnacji. Mydełka używałam raz dziennie - wieczorem - a potem zawsze przecierałam twarz tonikiem, hydrolatem czy płynem micelarnym. Jest to bardzo ważne, ponieważ mydła mają odczyn zasadowy, a nasza skóra kwaśny. Przetarcie skóry pozwoli jej szybciej wrócić do właściwego pH oraz dodatkowo ją nawilży. Stosowałam mydełko również do mycia ciała i tutaj też nie zaobserwowałam wysuszenia ani napięcia, co często towarzyszy drogeryjnym kosmetykom. Mydełko ma specyficzny zapach - podobny do zapachu szarego mydła z dodatkiem ziół. Nie każdemu może on pasować, ale z pewnością można się przyzwyczaić. Bardzo ważne jest, aby po użyciu osuszyć mydełko i odłożyć je na mydelniczkę, która zapewnia wentylację - pozwoli to zachować dłuższą żywotność mydła.
Z tego mydełka byłam bardzo zadowolona. Za 9 zł w Mydlarni św. Franciszka kupiłam malutką nawet nie kosteczkę, ponieważ nie byłam pewna, jak zareaguje moja wrażliwa cera i nie chciałam ryzykować, że wyrzucę pieniądze w błoto. Na szczęście nic podobnego się nie stało, a ja kontynuuję moją przygodę z mydłami Aleppo - tym razem w wersji z 12% oleju laurowego.




Stosowałyście mydła Aleppo? Jakie są Wasze wrażenia? :)

piątek, 4 października 2013

Las compras de septiembre '13

¡HOLA!   

Czyli zakupy wrześniowe '13.
Ostatnio nachodzą mnie refleksje związane z różnymi dziedzinami mojego życia. Zgodnie z moimi postanowieniami noworocznymi, staram się poprawić jakość swojego życia tak, aby czerpać z niego jak najwięcej szczęścia. Wciąż poszukuję swojej drogi, ale ciągle wierzę, że małe zmiany stopniowo przybliżają nas ku upragnionemu celu.
Do moich postanowień należały również te związane z kosmetykami i pielęgnacją. Obiecałam sobie, że będę kupować tylko potrzebne rzeczy. Przy każdym zakupie zadaję sobie pytanie, czy aby na pewno potrzebuję tej rzeczy? Jeśli odpowiedź brzmi nie bądź nie wiem - odkładam na półkę. Staram się omijać drogerie, które skutecznie ułatwiają zejście z obranej drogi. Chciałam również ustalić w miarę stały zestaw sprawdzonych, idealnych kosmetyków. W pewnych kategoriach mam swoje typy, ale w innych wciąż poszukuję moich 'must have'. Z tym drugim postanowieniem idealnie wpierają mnie rosyjskie kosmetyki, które wciąż są dla mnie ogromną bazą do poszukiwań. Po raz kolejny dałam się skusić tym syberyjskim perełkom, czego absolutnie nie żałuję. :)

1. Pervoe Reshenie, Przepisy Babci Agafii, Tradycyjny syberyjski szampon do włosów na brzozowym propolisie - jak widzicie, skusił mnie kolejny szampon na propolisie. Uwielbiam szampony z tej serii, ponieważ są niesamowicie wydajne, mają cudowne składy i idealnie nadają się do codziennego stosowania. Ten na brzozowym propolisie ma bardzo ładny zapach, dobrze radzi sobie z oczyszczaniem włosów. Stosuję go od jakiś dwóch tygodni, więc trochę za krótko, aby wydać mu ostateczną opinię. Nie wiem jeszcze, czy kupię go ponownie.
2. Pervoe Reshenie, Przepisy Babci Agafii, Tradycyjny syberyjski balsam do włosów na brzozowym propolisie - jego też używam bardzo krótko, ale od razu zachwycił mnie wyjątkowym wygładzeniem i nawilżeniem włosów. Ma piękny zapach i bardzo dobry skład. Mam nadzieję, że spisze się na dłuższą metę. Nie wiem jeszcze, czy kupię go ponownie. 
3. Pervoe Reshenie, Przepisy Babci Agafii, Maska do włosów drożdżowa na pobudzenie wzrostu - jak na razie użyłam jej tylko raz i całkiem nieźle poradziła sobie na moich włosach. Zamierzam nakładać ją bardziej na skalp niż na włosy, bo słyszałam, że o ile faktycznie pobudza porost i ogranicza wypadanie, tak na długości nie robi praktycznie nic. Zobaczymy, jak będzie u mnie. Nie wiem jeszcze, czy kupię ją ponownie. 
4. Pervoe Reshenie, Receptury Babuszki Agafii, naturalny ziołowy tonik przeciw wypadaniu włosów - bez wrzucenia tego pana do koszyka, nie mogłabym zrobić zamówienia - absolutnie go uwielbiam. Moją pełną recenzję możecie przeczytać TUTAJ. Zdecydowanie kupię go ponownie.
5. Mirra, Olejek łopianowy z propolisem - ostatnio częściej olejuję włosy, a używam do tego właśnie tego olejku, który bardzo dobrze sprawdza się na moich włosach. Stają się miękkie, lśniące i nawilżone. Co więcej, olej świetnie wpłynął na ograniczenie wypadania włosów. Zdecydowanie kupię go ponownie.
6. Mirra, Olejek łopianowy z podbiałem - ten olejek jeszcze czeka na swoją kolej, ale mam nadzieję, że okaże się równie dobry bądź jeszcze lepszy od swojego propolisowego brata. Nie wiem jeszcze, czy kupię go ponownie.


7. Pervoe Reshenie, Planeta Organica, Krem do rąk na bazie organicznego olejku shea - ma bardzo ciekawy skład i mam nadzieję, że okaże się prawdziwym opatrunkiem dla dłoni podczas nadchodzącej zimy. Jak na razie czeka na swoją kolej. Nie wiem jeszcze, czy kupię go ponownie. 
8. Organic Shop, Scrub do twarzy, Imbirowa sakura - z tym peelingiem zaprzyjaźnię się na dłużej. Na początku wydawał mi się zbyt delikatny, ponieważ jest drobnoziarnisty, a moja cera woli mocniejsze zdzieraki. Nic bardziej mylnego - po jego użyciu skóra jest niesamowicie gładka, oczyszczona i gotowa na dalsze zabiegi pielęgnacyjne. Na pewno kupię go ponownie. 
9. Organic Shop, Odmładzająca maseczka do twarzy, Jedwabna kawa - jestem bardzo zadowolona z jej działania. Dobrze nawilża cerę i koi podrażnienia. Po jej użyciu twarz jest mięciutka i rozświetlona. W jej 'odmładzające' działanie średnio wierzę, ale z całą pewnością jest to bardzo dobra odżywczo-regenerująca maseczka. Zdecydowanie kupię ją ponownie. 
10. Bebeauty, Płyn micelarny do demakijażu i tonizacji twarzy i oczu - tego pana nie trzeba już nikomu przedstawiać. Absolutny hit. Jego pełną recenzję możecie przeczytać TUTAJ. Zdecydowanie kupię go ponownie i to niejednokrotnie.
11. Fitokosmetik, Czarna glinka z Morza Martwego - jeszcze nie gościła na mojej twarzy, ale już niedługo się to zmieni, bo jestem bardzo ciekawa jej działania. Jak tylko ją przetestuję, dam Wam znać. Nie wiem, czy kupię ją ponownie.
12. Biolux, Aloesowy krem do twarzy, Intensywne nawilżanie - ten krem zainteresował mnie swoją niską ceną oraz bardzo dobrym składem. Moja cera potrzebuje porządnego nawilżenia i mam nadzieję, że ten produkt mi je zapewni. Nie stosowałam go jeszcze, więc nie wiem, czy kupię ponownie.


13. Nejel, Mydło Aleppo z 12% oleju laurowego - moja przygoda z mydełkami Aleppo zaczęła się niedawno, o czym będziecie mogły przeczytać w kolejnym poście. To mydełko jest dla mnie nowością, którą stosuję od ok. 2 tygodni, więc za wiele o nim nie mogę powiedzieć. Nie wiem jeszcze, czy kupię je ponownie.


Jak Wam się podobają nowości w mojej kosmetyczce? Udało Wam się ostatnio upolować coś wartego polecenia? Koniecznie dajcie znać! :)

poniedziałek, 23 września 2013

Aceite de jojoba para la belleza

¡HOLA!   

Czyli olej jojoba dla urody. 

O genialnej mocy olejów już Wam wspominałam kilka razy. Nieśmiertelnemu olejowi rycynowemu poświęciłam osobny post. Dzisiaj przyszła kolej na mojego ulubieńca w pielęgnacji twarzy. Przedstawiam Wam olej jojoba. :)
Otrzymywany z nasion krzewu jojoby, który rośnie w Hiszpanii (:D), w wielu krajach obu Ameryk, Afryki, Azji, a także w Australii oraz Nowej Zelandii. Zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe, witaminy A, E i F, fitosterole oraz  skwalen, który występuje w naturalnym płaszczu tłuszczowym skóry i chroni ją przed utratą wody. Olej ten ma budowę zbliżoną do sebum wydzielanego przez ludzką skórę. Olej jojoba nadaje się do pielęgnacji każdego rodzaju skóry, ale szczególnie polecany jest skórze trądzikowej i tłustej, ponieważ genialnie radzi sobie z regulacją sebum. Sprawdzi się również u posiadaczek suchej skóry, gdyż zastąpi niedobory sebum i nawilży skórę. Ma właściwości bakterio i grzybobójcze. Świetnie sprawdzi się w stanach zapalnych, gdyż przyśpiesza regenerację komórek skóry. Ponadto jest naturalnym filtrem przeciwsłonecznym o SPF około 4. Olej jojoba nie jełczeje oraz ma bardzo długi okres trwałości. Swoje właściwości chemiczne zmienia dopiero w temperaturze powyżej 300 st. C.


Ja olej jojoba stosuję zamiast kremu na noc. Według mnie pachnie orzechami - ziemnymi i włoskimi. Ma lekką konsystencję i szybko się wchłania. Świetnie wygładza skórę oraz wyraźnie ją zmiękcza. Skóra jest dogłębnie nawilżona i odżywiona. Olej poprawia koloryt skóry oraz sprawia, że wygląda ona na bardziej wypoczętą i zdrowszą. Przyśpiesza gojenie się ranek i wyprysków. Odkąd go stosuję nie mam większych problemów ze skórą. Jeśli już pojawia się jakaś krostka, to z pomocą tego cudotwórcy, szybko znika. Nakładam go również na okolice oczu i rzęsy, co sprawiło, że oczy nie są rano tak opuchnięte, a rzęsy są gęstsze, mocniejsze i przestały wypadać. 
Olejowanie twarzy jest niezwykle ekonomiczne. Za buteleczkę 50 ml zapłaciłam niecałe 24 zł. Ten sposób stosuję od półtorej miesiąca i jak na razie zużyłam mniej więcej 1/3, ponieważ wystarczy zaledwie kilka kropli, aby równomiernie rozprowadzić olejek na twarzy, szyi i dekolcie. 
Naprawdę polecam Wam ten sposób pielęgnacji cery, ponieważ daje lepsze efekty niż nie jeden krem, a nasza skóra ma szansę zregenerować się i wypocząć. A wszystko to w naturalny sposób! 


Stosujecie oleje w pielęgnacji twarzy? Jakie są Wasze ulubione? :)

sobota, 14 września 2013

Serie de propoleo de flor - RBA

¡HOLA!    

Czyli seria na kwiatowym propolisie - Receptury Babuszki Agafii.
Nie wiem, jak Wy, ale ja bardzo źle reaguję na szarówkę za oknem. Brak słońca działa na mnie bardzo depresyjnie. Zwłaszcza podczas pierwszego przeziębienia tego sezonu. Nawet nie mogę zrobić dobrych zdjęć, bo oświetlenie jest wciąż niezadowalające. Przepraszam Was za jakość dzisiejszych zdjęć, ale nie mogłam już dłużej zwlekać z dodaniem notki. Na szczęście dzisiejsze produkty bronią się same, bo są po prostu genialne! :)

  
Szampon na kwiatowym propolisie

Obietnice producenta: Propolis od bardzo dawna ceniono za jego lecznicze i pielęgnacyjne właściwości. Syberyjska zielarka Agafia Jermakowa często stosowała propolis do przygotowania szamponów. Babcia Agafia uczyła: `Aby warkocze twoje były grube i piękne poszukaj propolisu z kolorowych i pachnących kwiatów, dodaj smółki z szyszek chmielu, miód wielokwiatowy, mydlnicę lekarską i myj tym włosy a będą piękne i puszyste`.
Przy produkcji szamponu według recepty № 4 na kwiatowym propolisie kosmetolodzy firmy Pervoe Reshenie uzupełnili receptę babci Agafii organicznym woskiem z kwiatów, olejami z wiązówki błotnej i werbeny aby nadać włosom jeszcze większą objętość i puszystość.
Szampon na kwiatowym propolisie daje włosom gładkość, puszystość i lekkość w układaniu. Przeznaczony jest do mycia i pielęgnacji każdego rodzaju włosów. Regeneruje i zapobiega wypadaniu włosów. Nie zawiera SLS, parabenów, silikonów i soli.

Skład:
Aqua with infusions of Pinus Palustris Wood Tar, Beeswax, Pollen Extract, Anthemis Nobilis Flower Oil, Rosa Centifolia Flower, Saponaria Officinalis Root Extract, Humulus Lupulus (Hops) Cone Tar, Mel, Jasminum Officinale Flower Wax, Spiraea Ulmaria Oil, Verbena Officinalis Oil, Magnesium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Cocamide DEA, Glycol Distearate, Lauryl Glucoside, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Calendula Officinalis Flower Extract, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Tocopherol, Citric Acid

Cena: ok. 19 zł / 600 ml 

Moja opinia: Szampon został zapakowany w wielką, plastikową butelkę, której czarny kolor jest zupełnie niepraktyczny. Nawet pod światło nie widać, ile kosmetyku jeszcze zostało. Nakrętka jest taka sama, jak w innych rosyjskich kosmetykach. Pozwala wydobyć optymalną ilość szamponu, a bardzo niewiele go potrzeba do umycia włosów. Szata graficzna produktu  nawiązuje do naturalnych kosmetyków o tradycyjnych składach i rzeczywiście nie jest to tylko kuszenie klienta ładnym opakowaniem.  
Szampon jest bardzo wydajny. Wystarczył mi na 3,5 miesiąca regularnego stosowania. Ma gęstą konsystencję i bardzo dobrze się pieni. Pięknie pachnie - wyraźnie wyczuwalna jest kwiatowo-miodowa mieszanka zapachów. Ma pomarańczowo-perłowy kolor. 
Ma naprawdę świetny skład, więc jest idealny do delikatnego, codziennego mycia włosów. Włosy po jego użyciu są dobrze oczyszczone i odświeżone. Szampon nawet przedłuża okres między kolejnymi myciami - u mnie sprawił, że włosy mogłam myć nawet co trzy dni, bo wciąż wyglądały świetnie. Bardzo dobrze radzi sobie ze zmywaniem olejów, nawet tych cięższych. Umyte nim włosy są lekkie, sypkie i odbite od nasady. Niestety są też nieco splątane i bez odżywki czy maski się nie obędzie. Może nie jest tak tragicznie jak w przypadku BD czy Facelle, ale w przypadku kręconowłosych trzeba użycz jakiegoś produktu wygładzającego - i w takim przypadku z pomocą przychodzi balsam z tej serii, który jest idealnym uzupełnieniem szamponu. :)


Balsam na kwiatowym propolisie

Obietnice producenta: Propolis od bardzo dawna ceniono za jego lecznicze i pielęgnacyjne właściwości. Do dzisiaj propolis polecany jest w chorobach a także pomaga przywrócić witalność, piękno i młodość. Syberyjska zielarka Agafia Jermakowa często stosowała propolis do przygotowania balsamów do włosów. Babcia Agafia uczyła: `Aby warkocze twoje były grube i piękne poszukaj propolisu z kolorowych i pachnących kwiatów, dodaj smółki z szyszek chmielu, miód wielokwiatowy i opłukaj tym włosy a będą piękne i puszyste`.
Przy produkcji balsamu według recepty № 4 na kwiatowym propolisie kosmetolodzy firmy Pervoe Reshenie uzupełnili receptę babci Agafii organicznym woskiem z kwiatów, olejami z wiązówki błotnej i werbeny aby nadać włosom jeszcze większą objętość i puszystość. Balsam na kwiatowym propolisie daje włosom gładkość, puszystość i lekkość w układaniu. Przeznaczony jest do pielęgnacji każdego rodzaju włosów. Nadaję się do codziennego użycia. Nie zawiera SLS, parabenów i silikonów.

Skład: Aqua with infusions of: Pinus Palustris Wood Tar, Beeswax, Pollen Extract, Anthemis Nobilis Flower Oil, Rosa Centifolia Flower, Pollen Extract, Humulus Lupulus (Hops) Cone Tar, Mel, Jasminum Officinale Flower Wax, Spiraea Ulmaria Oil, Verbena Officinalis Oil, Propolis Extract Milk, Cetearyl Alcohol, Cetyl Ether, Behentrimonium Chloride, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid

Cena: ok. 19 zł / 600 ml

Moja opinia: Opakowanie balsamu jest takie same, jak szamponu. Balsam pięknie pachnie. Tu również wyczuwam kwiatowo-miodowe nuty. Co więcej, zapach utrzymuje się na włosach przez kilka dni. Ma biało-pomarańczowy kolor.
Jest bardzo wydajny - zdenkowałam go dokładnie tego samego dnia, w którym szampon, a nakładałam go znacznie więcej niż szamponu. Używałam go zarówno na włosy, jak i na skórę głowy. Ma gęstą konsystencję i nie spływa z włosów, chociaż często nakładałam foliowy czepek i trzymałam balsam na włosach przez około 15 minut. Pozostawiony na 2-3 minuty działa równie dobrze. Genialnie wygładza włosy - na początku myślałam nawet, że balsam ma jakieś ukryte silikony, ale na szczęście nic takiego nie zawiera. Ma piękny skład, który cudownie wpływa na moje włosy. Po użyciu tego balsamu są miękkie i  puszyste. Lśnią zdrowym blaskiem.nawilżone i naprawdę zregenerowane. Świetnie się rozczesują i ładnie układają.dociążone i wyglądają bardzo zdrowo. Balsam nie obciąża ani nie przyśpiesza przetłuszczania się włosów. Nie podrażnia skóry głowy, a wręcz ją koi.
 

Podsumowując, jestem zauroczona tą serią i z całą pewnością kupię te produkty ponownie. Używane solo są dobre, ale stosowane razem, stają się duetem idealnym. Perfekcyjnie się dopełniają i sprawiają, że moje włosy naprawdę świetnie wyglądają. :)

Używałyście tych rosyjskich perełek? A może macie inne sprawdzone rosyjskie kosmetyki? Koniecznie dajcie znać! :)

wtorek, 3 września 2013

Crema a la leche - Kallos

¡HOLA!    

Czyli krem mleczny - Kallos.
Wrzesień. Od zawsze kojarzy mi się z pięknymi złotymi i czerwonymi liśćmi. Z kaloszami, klasycznym trenczem jakby pożyczonym od Holly Golightly oraz ciepłą herbatą. Przywodzi mi na myśl prezenty urodzinowe, które niebawem dostanę od bliskich. W tym roku wrzesień przywitał nas zimnym deszczem, ale już dzisiaj słońce było prawdziwie jesienne - przyjemnie ciepłe. :)
Dzisiaj powinnam pokazać Wam moje zakupy sierpniowe, ale z prostej przyczyny nie mogę tego zrobić. Nie kupiłam NIC kosmetycznego. Nie sądziłam, że taki miesiąc nastąpi - a jednak. Ogromne zapasy pozwoliły mi przetrwać cały miesiąc bez wchodzenia do drogerii. Mój portfel i kosmetyczka są mi wdzięczne za ten brak dodatkowego obciążenia. A i ja sama czuję się bardzo dobrze w wersji minimalistycznej. 
Chcę pokazać Wam produkt, który dobrze znacie, a który u mnie pojawił się stosunkowo niedawno, ale od razu skradł moje serce.  Mowa o włosowym cudotwórcy. Tak, krem mleczny Kallosa zdecydowanie trafił na listę moich kosmetycznych ulubieńców. :D  
Obietnice producenta: Dzięki proteinom pozyskanym z mleka, krem wspaniale nadaje się do każdego rodzaju włosów, pozostawiając je delikatne i odżywione. Doskonały dla zregenerowania włosów osłabionych przez rozjaśnianie, farbowanie oraz trwałą ondulację. Zastosowanie: nałożyć krem na umyte włosy i pozostawić przez chwilkę dla uzyskania lepszego efektu. Spłukać obficie wodą i nadać włosom pożądany kształt.

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Methosulfate, Parfum, Phenoxyethanol, Methyldibromo Glutaronitrile, Hydroxypropyltrimonium Hydrolized Casein, Citric Acid, Hydrolized Milk Protein, Methylchloroisothiazolinone, Sodium Cocoyl Glutamate, Methylisothiazolinone.

Cena: ok. 12 zł / 1000 ml

Moja opinia: Maska została zapakowana w plastikowy słój o pojemności aż jednego litra. Opakowanie nie jest zbyt poręczne czy wygodne w użytkowaniu. Mokrymi dłońmi ciężko jest odkręcić słoik i utrzymać go w małej, kobiecej rączce - ja  musiałam kłaść go w wannie, żeby mi nie upadł. Ponadto krawędź, przez którą trzeba wydobywać produkt jest ostra, więc gdy kończy nam się produkt musimy być dodatkowo jeszcze bardziej ostrożne, żeby się nie skaleczyć. Posiadaczki większych dłoni mogą mieć naprawdę spory problem.
Pierwsze co mnie w nim zachwyciło to zapach, który buchnął po otwarciu maski. Jest on śmietankowo-waniliowo-karmelowy. Niestety ten budyń jest mocno chemiczny, ale naprawdę przyjemny. Co więcej, zapach utrzymuje się na moich włosach przez cały następny dzień. Maska ma delikatnie różowy kolor. 
Cena produktu zachwyca. Jej wydajność ogromnie zachęca do zakupu. W ciągu trzech miesięcy zużyłam 2/3 słoja. Uwielbiam konsystencję tej maski - ona również przypomina budyń. Jest idealna - nie za rzadka, nie za gęsta. Idealnie rozprowadza się na włosach oraz z nich nie spływa. Wystarczy stosunkowo niewielka jej ilość, aby pokryć całe włosy. 
Skład maski nie zachwyca jakoś szczególnie. Osławione proteiny mleczne znajdują się daleko za kompozycją zapachową, ale jej działanie jest lepsze niż można by przypuszczać. Nakładałam ją po myciu zarówno na włosy, jak i skórę głowy na ok. 30-40 minut pod czepek i ręcznik. Włosy po jej użyciu są miękkie, puszyste i wyczuwalnie wygładzone. Stają się nawilżone aż po same końce. Lepiej się rozczesują i układają. Błyszczą się niesamowicie oraz wyglądają na zdrowsze. Są odbite od nasady, przez co mają większą objętość. Maska absolutnie nie obciąża ani nie przetłuszcza włosów. Nie podrażnia ani nie wywołuje reakcji alergicznych.
Jest to maska idealna do stosowania na większe wyjście. Sprawia, że włosy wyglądają o niebo lepiej oraz świetnie się układają. Nie kosztuje wiele, więc naprawdę warto ją wypróbować. Należy pamiętać tylko o tym, aby nie stosować jej za często (maksymalnie 1-2 razy w tygodniu), aby nie przeproteinować włosów, bo tylko im tym zaszkodzimy, a tego żadna z nas nie chce, prawda? :)


Stosowałyście tę maskę bądź inną proteinową maskę? Jak się u Was sprawdziły? :)

Mam dla Was mały bonus, czyli zdjęcie z serii 'jak wyglądam z afro'. Tydzień temu zrobiłam sobie loki na opaskę. Miały wyjść takie śliczne loczki, jak z lokówki. Nie przewidziałam tylko tego, że moje włosy już same są kręcone i bardzo podatne na stylizację. Nie użyłam żadnej pianki, żelu czy lakiery, a efekt afro trzymał się aż do następnego mycia. Przedstawiam Wam pudla z afro. xD

 

wtorek, 27 sierpnia 2013

Emulsión con urea para el cuerpo muy seco - Isana Med

¡HOLA!         

Czyli mleczko z mocznikiem do ciała do skóry bardzo suchej - Isana Med.
Dzisiaj będzie trochę nietypowo, bo chcę Wam przedstawić produkt idealny na zimę. Odkryłam go, kiedy przypadkiem wylądował w moim koszyku około miesiąca temu. Mowa o mleczku do ciała do skóry wyjątkowo szorstkiej i suchej z aż dziesięcioprocentowym stężeniem mocznika. Mleczko pozbawione jest wszelkich substancji drażniących, natomiast zawiera sporo łagodzących składników, co powinno klasyfikować go jako kandydata na ulubieńca w pielęgnacji ciała. Czy faktycznie się sprawdził, sprawdzicie w poniższej recenzji. :)


Obietnice producenta: Poprawia w sposób trwały zdolność skóry do wiązania wody. Wygładza wyjątkowo suchą i napiętą skórę. Specjalny preparat pielęgnacyjny z wysoce skuteczną ureą nie zawiera: substancji zapachowych, lanoliny, PEG, barwników, parabenów i olejów mineralnych - dlatego nadaje się doskonale do pielęgnacji skóry wrażliwej. Mleczko do ciała nadaje się również do pielęgnacji w przypadku cukrzycy i atopowego zapalenia skóry w okresie bez wyprysków. Tolerancja przez skórę potwierdzona dermatologicznie.

Skład: Agua, Urea, Caprylic / Capric Triglyceride, Ethylhexyl Stearate, Glycerin, Polygliceryl-4 Diisostearate / Polyhydroxystearate / Sebacate, Phenoxyethanol, Magnesium Sulfate, Squalane, Panthenol, Sodium Lactate, Hydrogenated Castor Oil, Tocopherol, Ethylhexylglycerin, Cera Alba, Bisabolol, Piroctone Olamine, Diethylhexyl Sodium Sulfosuccinate, Lactic Acid, Propylene Glycol, Silver Chloride

Cena: ok. 9 zł / 250 ml

Moja opinia: Produkt został zapakowany w tubę z miękkiego plastiku. Myślę, że pod koniec opakowania nie będzie problemu, żeby go rozciąć i wydobyć do ostatniej kropli. Niestety pod światło nie widać, ile mleczka jeszcze zostało. Ma całkiem przyjemny, delikatnie perfumowany zapach. Mi przypomina zapach kremu Nivea. W każdym bądź razie, nie jest duszący i nie utrzymuje się długo na skórze. Mleczko ma śnieżnobiały kolor. 
Niestety mleczko jest bardzo, bardzo tłuste. Ma dziwnie tępą konsystencję, więc ciężko jest rozprowadzić je na ciele. Aby pokryć dokładnie ciało potrzeba naprawdę sporych ilości mleczka, dlatego szybko się je zużywa. Mi 250 ml wystarczyło na zaledwie kilkanaście użyć - butelka już dobija dna. Może cena jest korzystna, bo dostajemy naprawdę dobry produkt, ale w takiej samej kupię wielki słój kremu do ciała z Isany, który wystarcza mi na kilka miesięcy.
Kosmetyk ma bardzo dobry skład, który powinien sprawdzić się zarówno u wrażliwców, jak i u atopowców. Mleczko naprawdę nawilża, a wręcz odżywia nawet bardzo suchą i szorstką skórę. Przynosi ulgę oraz łagodzi podrażnienia. Nie wywołał alergii. Efekt nawilżenia jest naprawdę długotrwały, a skóra prawdziwie zregenerowana. Jest bardziej miękka i przyjemniejsza w dotyku. Niestety produkt bardzo długo się wchłania - nieważnie czy jest nałożony na suchą czy na wilgotną skórę. Nie mogę sobie pozwolić na czekanie w nieskończoność, aż mleczko do końca się wchłonie. Czasami mam wrażenie, że nie wchłania się wcale. Na skórze zawsze pozostaje tłusta i lepka warstwa, która niestety brudzi ubrania, więc stosowanie mleczka rano całkowicie odpada. 
Oprócz swojego wspaniałego działania na suchą skórę, produkt ma też kilka dużych wad, które jak dla mnie chyba go deklasyfikują. Nie potrzebuję tak mocnego opatrunku, więc nie chcę się męczyć. Może stosowany zimą spisałby się znacznie lepiej. Może wtedy, jeśli będę w podbramkowej sytuacji, wrócę do niego. Nie wiem, czy kupię go ponownie. 

Jakie produkty stosujecie, gdy Wasza skóra potrzebuje porządnej dawki nawilżenia?

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rocío para el cuerpo con mango brasileño - Balea

¡HOLA! 
      

Czyli mgiełka do ciała z brazylijskim mango - Balea.
Czym od zimowej różni się Wasza letnia pielęgnacja? Ja zdecydowanie wybieram lżejsze formuły. Ta zasada dotyczy prawie wszystkich  używanych przeze mnie kosmetyków - kremów, balsamów, podkładów, a także perfum. Latem chętniej sięgam po lekkie mgiełki do ciała, które otulają je subtelnym zapachem. Cięższe perfumy zostawiam na większe wyjście. Podczas tegorocznego lata używałam mgiełki Balei, która zachwyciła mnie nie tylko swoim zapachem, ale również działaniem. To lato zdecydowanie miało zapach brazylijskiego mango! :)

Obietnice producenta: Balea mgiełka do ciała mango Bodyspray Brazil Mango. Odświeża i chłodzi skórę, nie zostawia na niej nieprzyjemnej, lepkiej warstwy. Nie podrażnia skóry, nawilża ją i pielęgnuje. Idealna na gorące, letnie dni. Produkt wegański.

Skład: AQUA, ALCOHOL DENAT., PARFUM, PANTHENOL, COCAMIDOPROPYL BETAINE, ALLANTOIN, SODIUM CHLORIDE, LIMONENE, GERANIOL, BENZYL ALCOHOL

Cena: 2,79 € / 200 ml
 
Moja opinia: Mgiełka zamknięta jest w plastikowej buteleczce z atomizerem. Letnia kolorystyka i soczyste owoce na opakowaniu aż kuszą. Nazwa 'brazylijskie mango' obiecuje piękny, lekki, świeży, owocowy zapach. 
Mgiełka ma wodnistą konsystencję. Nie pozostawia tłustych plam ani na skórze, ani na ubraniach. Po jej użyciu skóra się nie lepi, a mgiełka wchłania się po kilkudziesięciu sekundach. Ja u siebie nie zauważyłam mieniących się drobinek, ale kilka blogerek wspominało o takim efekcie. Może po prostu mam za jasną karnację. 
Produkt jest bardzo wydajny. Używam go od maja. Wakacje powoli dobiegają końca, a ja zużyłam zaledwie połowę. Z przyjemnością będę go używała również w przyszłym roku. :)
Zapach jest naprawdę cudowny. Jest bardzo subtelny - na pewno nie duszący. Delikatny, świeży, ale równocześnie jest to prawdziwy owocowy koktajl. Wyczuwam w nim nie tylko mango, ale również pomarańcze, cytryny i grejpfruty. Nie wyczuwam chemicznego polotu, jak to często bywa w tego typu produktach. Natychmiast orzeźwia nozdrza, odświeża skórę i nadaje jej piękny zapach. Raczej nie nawilża, ale z całą pewnością nie wysusza, pomimo sporej zawartości alkoholu. Zapach pozostaje na naszej skórze przez 2-3 godziny. Na szczęście buteleczka jest poręczna i możemy zabierać ją do torebki bez ryzyka stłuczenia czy rozlania. 
Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z tego produktu. Towarzyszył mi przez całe wakacje i w przyszłym roku również będę go używała. Latem jestem zwolenniczką lekkich zapachów i staram się unikać perfum, które są dość ciężkie - używam ich tylko na większe wyjście. Ta mgiełka to idealne zastępstwo do stosowania na co dzień. Zdecydowanie kupię ponownie, jeśli będę miała taką możliwość. :)


Używacie lekkich mgiełek do ciała czy wolicie klasyczne zapachy perfum? Jakie są Wasze ulubione?

piątek, 16 sierpnia 2013

Acondicionador para el pelo con aceite de rosmarinus y hoja de olea europaea - Garnier

¡HOLA! 
     
Czyli odżywka do włosów z olejkiem rozmarynowym i liściem oliwnym - Garnier.
Miałyście kiedyś tak, że producenci bombardowali Was reklamami swoich kosmetyków do tego stopnia, że naprawdę chciałyście je mieć bez względu na ich skład, cenę, dostępność? U mnie tak było z produktami nowej serii Garniera - Sekrety Prowansji. Ten region znany jest ze swojego fioletowego czaru i starych pielęgnacyjnych tajemnic. Widząc w reklamie przepiękne francuskie krajobrazy, postanowiłam wypróbować wszystkie kosmetyki z tej nowej serii. Na pierwszy ogień poszła odżywka do włosów z olejkiem rozmarynowym i liściem oliwnym, jako że moje włosy uwielbiają oliwę z oliwek w każdej ilości. Miałam stopniowo sięgać po kolejne odżywki, ale teraz już nie jestem pewna, czy kiedykolwiek wrócę do tej serii. :(


Obietnice producenta: Prowansja jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej urodzajnych rejonów południowej Francji. To niewyczerpane źródło pobudzających zmysły zapachów, naturalnych ekstraktów i olejków eterycznych, znanych z właściwości nadających włosom miękkość i wydobywających ich naturalne piękno i blask. Garnier Ultra Doux odkrywa przed Tobą najlepsze prowansalskie receptury przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Dzięki swej kremowej formule odżywka pielęgnuje Twoje włosy i wygładza je bez obciążania. Oryginalna receptura łączy w sobie starannie wyselekcjonowane naturalne składniki uprawiane w sercu Prowansji - zmysłowe olejki eteryczne z rozmarynu dla wzmocnienia i oczyszczenia włosów oraz liście oliwne znane ze swoich właściwości przeciwutleniających. Rezultat: włosy stają się łatwe w rozczesywaniu, są wygładzone i zachwycają swym pięknem.

Skład: Aqua / Water, Cetearyl Alcohol, Dipalmitoethyl Hydroethylxymonium Methosulfate, Glyceryl Stearate, Quaternium-80, Olea Europea(Olive) Leaf Extract, Linalool, Propylene Glycol, Rosmarinus Officinalis Leaf Oil / Rosemary Leaf Oil, Cetrimonium Chloride, Citric Acid, Glycerin, Parfum / Fragnance (F.I.L C158920/2)

Cena: ok. 9 zł / 200 ml


Moja opinia: Odżywka została zapakowana do plastikowej tuby zamykanej na zatrzask. Plastik, z którego zostało wykonane opakowanie, jest tak gruby, że pod światło nie widać, ile produktu nam jeszcze zostało. Produkt ma prawdziwie rozmarynowy zapach. Jak dla mnie nie jest on przyjemny. Przypomina męską wodę po goleniu i co gorsze - ten zapach dosyć długo utrzymuje się na włosach. Ma biały kolor, ale taki trochę transparentny. 
Odżywka jest całkiem wydajna, ale nie mogę powiedzieć, żebym jakoś często jej używała. W zasadzie unikam jej, jak diabeł wody święconej. Odżywka ma wodnistą konsystencję i przelewa się przez palce, więc ciężko nałożyć ją na włosy. Od razu spływa z włosów, nie pomogło nawet nałożenie jej pod foliowy czepek. W związku z tym nie dziwię się, że nie daje żadnych efektów na włosach. 
Ma nie najgorszy skład, ale co z tego, skoro produkt nie spełnia ani swojego zadania, ani obietnic producenta. Nie spełnia nawet minimum, którego wymagam od odżywki. Po jej zmyciu włosy są takie, jakbym nic nie nałożyła. Zdecydowanie nie ułatwia rozczesywania. Włosy są splątane i przesuszone. Nie błyszczą się ani nie są nawilżone. Są szorstkie i matowe. Na drugi dzień już w ogóle są do niczego - zupełnie bez życia i nadające się tylko do związania. Co więcej, odżywka jest bardzo lekka, ale wzmaga przetłuszczanie się włosów. Próbowałam ją tuningować półproduktami i nakładać przed myciem. Chociaż efekty były lepsze, to wciąż niezadowalające. Włosy wciąż były za mało nawilżone. Na szczęście produkt nie wywołał alergii ani podrażnienia. Zdaję sobie sprawę, że wysoko i średnioporowate włosy potrzebują większego nawilżenia, ale ta odżywka nie zapewnia nawet pielęgnacyjnego minimum. 
Podsumowując, więcej nie włożę jej do swojego koszyka, bo ta 'odżywka' jest odżywką tylko z nazwy. Jak na razie jestem bardzo zniechęcona do produktów tej serii, chociaż może wypróbuję jeszcze jakąś odżywkę przez spisaniem całej serii na straty. Na pewno nie kupię jej ponownie.

Używałyście Sekretów Prowansji? Jak u Was sprawdziły się produkty tej serii?

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Muffins adelgazados con arándanos americanos

¡HOLA!       

Czyli odchudzone muffiny z borówkami amerykańskimi.
Minęło sporo czasu odkąd pokazywałam Wam na blogu jakiś przepis. Najwyższy czas, aby to zmienić. Dzisiaj przychodzę do Was z, mogłoby się wydawać, całkiem zwyczajnym przepisem na muffiny. Tymczasem przepis nie jest taki zwykły - bo jest odchudzony. Połowę mąki zastąpiły płatki owsiane, co spowodowało, że muffiny są mokre i lekkie. Zamiast białego cukru użyłam cukru trzcinowego, ale Wy możecie użyć stewii, syropu z agawy bądź miodu. Każda wersja sprawi, że babeczki nabiorą jeszcze większej lekkości. 

Dodatkowo do moich muffinek dodałam borówek amerykańskich, które nie tylko znakomicie smakują, ale również zachwycają swoimi wartościami odżywczymi. Te niepozorne owoce dbają o naszą młodość, dobry wzrok oraz piękny umysł. Borówki znane są przede wszystkim z tego, że neutralizują nadmiar wolnych rodników w organizmie. Te pyszne owoce mają najwyższą aktywność antyoksydacyjną, przez co zalecane są jako element profilaktyki przeciwnowotworowej. Obniżają zbyt wysokie ciśnienie krwi. Ponad to ten eliksir młodości jest bogaty w minerały: wapń, fosfor, potas, żelazo, sód, witaminę A oraz witaminy z grupy B. Polecane są również osobom na diecie, ponieważ jak większość owoców jagodowych są niskokaloryczne i zawierają duże ilości błonnika. Jak tu więc ich nie lubić? :)

Składniki, 14 średniej wielkości muffinek: 
1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
1 szklanka płatków owsianych
1,5 szklanki mleka
1 jajko
pół szklanki trzcinowego cukru
2  łyżki oleju słonecznikowego bądź rzepakowego
1 łyżeczka esencji migdałowej
pół łyżeczki sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli 
borówki amerykańskie (ok. 5-7 borówek na muffinkę)

Do miski wsypujemy płatki owsiane i zalewamy je połową szklanki mleka. Odstawiamy je mniej więcej na godzinę, aby dobrze zmiękły. W drugiej misce roztrzepujemy jajko - nie ma konieczności miksowania, ale nie zaszkodzi. Dodajemy cukier, esencję migdałową, olej i resztę mleka. Gdy płatki już namiękną, dosypujemy do nich mąkę i pozostałe suche składniki. Przesypujemy suche składniki do mokrych i dokładnie mieszamy, ale już nie miksujemy. Przekładamy do blachy wyłożonej papilotkami bądź do silikonowych foremek. Do każdej muffinki foremki/papilotki wrzucamy 5-7 borówek. Pieczemy 20-25 minut w 180 stopniach.


 ¡Que aproveche!

sobota, 10 sierpnia 2013

Crema intensiva para los pies secos - Fusswohl

¡HOLA!
     
Czyli intensywny krem do suchych stóp - Fusswohl.

Lato to czas, kiedy codziennie pokazujemy nasze stopy. Nieważne czy to w sandałkach, espadrylach czy japonkach. Warto sprawić, aby niezależnie od obuwia zawsze prezentowały się idealnie. Nie wystarczy pomalować paznokci na piękny kolor. Tylko zdrowe, nawilżone, odpowiednio zadbane i gładkie mogą okazać się prawdziwą ozdobą. Warto pamiętać, że nasze stopy codziennie wykonują bardzo ciężką pracę, więc warto odwdzięczyć się i odrobinę o nie zadbać. Na szczęście na rynku dostępnych jest wiele produktów, które pomogą nam w walce o piękne stopy. Jednym z nich jest intensywnie pielęgnujący krem od Fusswohl. :)


Obietnice producenta: Intensywny krem z wysokiej jakości ureą dostarcza wyjątkowej pielęgnacji stopom o bardzo suchej skórze. Dzięki połączeniu właściwości gliceryny regulującej gospodarkę wodną skóry oraz wosku pszczelego spękane i nadwyrężone stopy utrzymują intensywną pielęgnację i odzyskują miękkość i sprężystość.

Skład: Aqua, Urea, Glicerin, Glyceryl Stearate Se, Ispropyl Palmitate, Hexylecanol, Cetearyl Alcohol, Latic Asid, Beeswax (Cera Alba), Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Sorbitan Stearate, Suncrose Cocoate, Xanthan Gum, Tocopherol, Sodium Hydroxide, Phenoyethanol, Ethylhexyl Glycerin, Parfum, citronellol, Linealool, Alpha-Isomethyl Ionone, Gerianiol, Benzyl Salicylate.

Cena: 5 zł / 75 ml


Moja opinia: Rossmann po raz kolejny daje nam produkt o bardzo dobrym składzie. Co prawda jeleniowy brat tego kremu bardziej zachwycił mnie swoim składem, ale i tu nie mam się za bardzo do czego przyczepić. Dziesięcioprocentowe stężenie mocznika powinno sprostać nawet najbardziej wysuszonym stopom. 
Produkt został zapakowany w zupełnie niepotrzebny i całkowicie zbędny kartonik, a sam krem w miękką tubkę, którą pod koniec użytkowania można rozciąć bez większych problemów. Tubka zamykana jest na zatrzask, co bardzo ułatwia użytkowanie kremu. Używam go od dobrych trzech miesięcy i w ciągu tego czasu zużyłam zaledwie pół tubki, a wcale go nie oszczędzam. Jego zapach jest neutralny - mi przypomina dobrze wszystkim znany zapach kremu Nivea. :)
Krem jest gęsty i ma  nieco bardziej treściwą konsystencję o jeleniowej wersji i jak dla mnie jego działanie też jest o wiele lepsze. Wchłania się dłużej, ale za to bardziej odżywia stopy. Smaruję nim stopy co kilka dni - zawsze na noc pod bawełniane skarpetki. To co zostanie mi na dłoniach wsmarowuję w kolana, które również są zadowolone z dodatkowej porcji nawilżenia. Już po pierwszym użyciu stopy były niesamowicie gładkie i naprawdę porządnie zregenerowane. Krem dogłębnie i długotrwale nawilża moją skórę. Wyraźnie zmiękcza nawet bardzo suchy naskórek na piętach. Sprawia, że stopy są przyjemnie miękkie i gładkie. Wyglądają po prostu zdrowo, a ja śmiało mogę pokazać się na mieście w japonkach czy sandałkach. Krem nie wywołał podrażnienia ani reakcji alergicznej. 
Co tu dużo mówić - ten krem naprawdę pomaga zregenerować i utrzymać stopy w idealnym stanie. Idealnie sprawdzi się zarówno latem, jak i zimą, chociaż miłośniczki lekkich kremów raczej go nie polubią. Ja go uwielbiam i na pewno kupię jeszcze nie jedno opakowanie. :)


A jak wygląda Wasza pielęgnacja stóp? Macie swoje ulubione patenty pielęgnacyjne? :) 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...