poniedziałek, 23 września 2013

Aceite de jojoba para la belleza

¡HOLA!   

Czyli olej jojoba dla urody. 

O genialnej mocy olejów już Wam wspominałam kilka razy. Nieśmiertelnemu olejowi rycynowemu poświęciłam osobny post. Dzisiaj przyszła kolej na mojego ulubieńca w pielęgnacji twarzy. Przedstawiam Wam olej jojoba. :)
Otrzymywany z nasion krzewu jojoby, który rośnie w Hiszpanii (:D), w wielu krajach obu Ameryk, Afryki, Azji, a także w Australii oraz Nowej Zelandii. Zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe, witaminy A, E i F, fitosterole oraz  skwalen, który występuje w naturalnym płaszczu tłuszczowym skóry i chroni ją przed utratą wody. Olej ten ma budowę zbliżoną do sebum wydzielanego przez ludzką skórę. Olej jojoba nadaje się do pielęgnacji każdego rodzaju skóry, ale szczególnie polecany jest skórze trądzikowej i tłustej, ponieważ genialnie radzi sobie z regulacją sebum. Sprawdzi się również u posiadaczek suchej skóry, gdyż zastąpi niedobory sebum i nawilży skórę. Ma właściwości bakterio i grzybobójcze. Świetnie sprawdzi się w stanach zapalnych, gdyż przyśpiesza regenerację komórek skóry. Ponadto jest naturalnym filtrem przeciwsłonecznym o SPF około 4. Olej jojoba nie jełczeje oraz ma bardzo długi okres trwałości. Swoje właściwości chemiczne zmienia dopiero w temperaturze powyżej 300 st. C.


Ja olej jojoba stosuję zamiast kremu na noc. Według mnie pachnie orzechami - ziemnymi i włoskimi. Ma lekką konsystencję i szybko się wchłania. Świetnie wygładza skórę oraz wyraźnie ją zmiękcza. Skóra jest dogłębnie nawilżona i odżywiona. Olej poprawia koloryt skóry oraz sprawia, że wygląda ona na bardziej wypoczętą i zdrowszą. Przyśpiesza gojenie się ranek i wyprysków. Odkąd go stosuję nie mam większych problemów ze skórą. Jeśli już pojawia się jakaś krostka, to z pomocą tego cudotwórcy, szybko znika. Nakładam go również na okolice oczu i rzęsy, co sprawiło, że oczy nie są rano tak opuchnięte, a rzęsy są gęstsze, mocniejsze i przestały wypadać. 
Olejowanie twarzy jest niezwykle ekonomiczne. Za buteleczkę 50 ml zapłaciłam niecałe 24 zł. Ten sposób stosuję od półtorej miesiąca i jak na razie zużyłam mniej więcej 1/3, ponieważ wystarczy zaledwie kilka kropli, aby równomiernie rozprowadzić olejek na twarzy, szyi i dekolcie. 
Naprawdę polecam Wam ten sposób pielęgnacji cery, ponieważ daje lepsze efekty niż nie jeden krem, a nasza skóra ma szansę zregenerować się i wypocząć. A wszystko to w naturalny sposób! 


Stosujecie oleje w pielęgnacji twarzy? Jakie są Wasze ulubione? :)

sobota, 14 września 2013

Serie de propoleo de flor - RBA

¡HOLA!    

Czyli seria na kwiatowym propolisie - Receptury Babuszki Agafii.
Nie wiem, jak Wy, ale ja bardzo źle reaguję na szarówkę za oknem. Brak słońca działa na mnie bardzo depresyjnie. Zwłaszcza podczas pierwszego przeziębienia tego sezonu. Nawet nie mogę zrobić dobrych zdjęć, bo oświetlenie jest wciąż niezadowalające. Przepraszam Was za jakość dzisiejszych zdjęć, ale nie mogłam już dłużej zwlekać z dodaniem notki. Na szczęście dzisiejsze produkty bronią się same, bo są po prostu genialne! :)

  
Szampon na kwiatowym propolisie

Obietnice producenta: Propolis od bardzo dawna ceniono za jego lecznicze i pielęgnacyjne właściwości. Syberyjska zielarka Agafia Jermakowa często stosowała propolis do przygotowania szamponów. Babcia Agafia uczyła: `Aby warkocze twoje były grube i piękne poszukaj propolisu z kolorowych i pachnących kwiatów, dodaj smółki z szyszek chmielu, miód wielokwiatowy, mydlnicę lekarską i myj tym włosy a będą piękne i puszyste`.
Przy produkcji szamponu według recepty № 4 na kwiatowym propolisie kosmetolodzy firmy Pervoe Reshenie uzupełnili receptę babci Agafii organicznym woskiem z kwiatów, olejami z wiązówki błotnej i werbeny aby nadać włosom jeszcze większą objętość i puszystość.
Szampon na kwiatowym propolisie daje włosom gładkość, puszystość i lekkość w układaniu. Przeznaczony jest do mycia i pielęgnacji każdego rodzaju włosów. Regeneruje i zapobiega wypadaniu włosów. Nie zawiera SLS, parabenów, silikonów i soli.

Skład:
Aqua with infusions of Pinus Palustris Wood Tar, Beeswax, Pollen Extract, Anthemis Nobilis Flower Oil, Rosa Centifolia Flower, Saponaria Officinalis Root Extract, Humulus Lupulus (Hops) Cone Tar, Mel, Jasminum Officinale Flower Wax, Spiraea Ulmaria Oil, Verbena Officinalis Oil, Magnesium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Cocamide DEA, Glycol Distearate, Lauryl Glucoside, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Calendula Officinalis Flower Extract, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Tocopherol, Citric Acid

Cena: ok. 19 zł / 600 ml 

Moja opinia: Szampon został zapakowany w wielką, plastikową butelkę, której czarny kolor jest zupełnie niepraktyczny. Nawet pod światło nie widać, ile kosmetyku jeszcze zostało. Nakrętka jest taka sama, jak w innych rosyjskich kosmetykach. Pozwala wydobyć optymalną ilość szamponu, a bardzo niewiele go potrzeba do umycia włosów. Szata graficzna produktu  nawiązuje do naturalnych kosmetyków o tradycyjnych składach i rzeczywiście nie jest to tylko kuszenie klienta ładnym opakowaniem.  
Szampon jest bardzo wydajny. Wystarczył mi na 3,5 miesiąca regularnego stosowania. Ma gęstą konsystencję i bardzo dobrze się pieni. Pięknie pachnie - wyraźnie wyczuwalna jest kwiatowo-miodowa mieszanka zapachów. Ma pomarańczowo-perłowy kolor. 
Ma naprawdę świetny skład, więc jest idealny do delikatnego, codziennego mycia włosów. Włosy po jego użyciu są dobrze oczyszczone i odświeżone. Szampon nawet przedłuża okres między kolejnymi myciami - u mnie sprawił, że włosy mogłam myć nawet co trzy dni, bo wciąż wyglądały świetnie. Bardzo dobrze radzi sobie ze zmywaniem olejów, nawet tych cięższych. Umyte nim włosy są lekkie, sypkie i odbite od nasady. Niestety są też nieco splątane i bez odżywki czy maski się nie obędzie. Może nie jest tak tragicznie jak w przypadku BD czy Facelle, ale w przypadku kręconowłosych trzeba użycz jakiegoś produktu wygładzającego - i w takim przypadku z pomocą przychodzi balsam z tej serii, który jest idealnym uzupełnieniem szamponu. :)


Balsam na kwiatowym propolisie

Obietnice producenta: Propolis od bardzo dawna ceniono za jego lecznicze i pielęgnacyjne właściwości. Do dzisiaj propolis polecany jest w chorobach a także pomaga przywrócić witalność, piękno i młodość. Syberyjska zielarka Agafia Jermakowa często stosowała propolis do przygotowania balsamów do włosów. Babcia Agafia uczyła: `Aby warkocze twoje były grube i piękne poszukaj propolisu z kolorowych i pachnących kwiatów, dodaj smółki z szyszek chmielu, miód wielokwiatowy i opłukaj tym włosy a będą piękne i puszyste`.
Przy produkcji balsamu według recepty № 4 na kwiatowym propolisie kosmetolodzy firmy Pervoe Reshenie uzupełnili receptę babci Agafii organicznym woskiem z kwiatów, olejami z wiązówki błotnej i werbeny aby nadać włosom jeszcze większą objętość i puszystość. Balsam na kwiatowym propolisie daje włosom gładkość, puszystość i lekkość w układaniu. Przeznaczony jest do pielęgnacji każdego rodzaju włosów. Nadaję się do codziennego użycia. Nie zawiera SLS, parabenów i silikonów.

Skład: Aqua with infusions of: Pinus Palustris Wood Tar, Beeswax, Pollen Extract, Anthemis Nobilis Flower Oil, Rosa Centifolia Flower, Pollen Extract, Humulus Lupulus (Hops) Cone Tar, Mel, Jasminum Officinale Flower Wax, Spiraea Ulmaria Oil, Verbena Officinalis Oil, Propolis Extract Milk, Cetearyl Alcohol, Cetyl Ether, Behentrimonium Chloride, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid

Cena: ok. 19 zł / 600 ml

Moja opinia: Opakowanie balsamu jest takie same, jak szamponu. Balsam pięknie pachnie. Tu również wyczuwam kwiatowo-miodowe nuty. Co więcej, zapach utrzymuje się na włosach przez kilka dni. Ma biało-pomarańczowy kolor.
Jest bardzo wydajny - zdenkowałam go dokładnie tego samego dnia, w którym szampon, a nakładałam go znacznie więcej niż szamponu. Używałam go zarówno na włosy, jak i na skórę głowy. Ma gęstą konsystencję i nie spływa z włosów, chociaż często nakładałam foliowy czepek i trzymałam balsam na włosach przez około 15 minut. Pozostawiony na 2-3 minuty działa równie dobrze. Genialnie wygładza włosy - na początku myślałam nawet, że balsam ma jakieś ukryte silikony, ale na szczęście nic takiego nie zawiera. Ma piękny skład, który cudownie wpływa na moje włosy. Po użyciu tego balsamu są miękkie i  puszyste. Lśnią zdrowym blaskiem.nawilżone i naprawdę zregenerowane. Świetnie się rozczesują i ładnie układają.dociążone i wyglądają bardzo zdrowo. Balsam nie obciąża ani nie przyśpiesza przetłuszczania się włosów. Nie podrażnia skóry głowy, a wręcz ją koi.
 

Podsumowując, jestem zauroczona tą serią i z całą pewnością kupię te produkty ponownie. Używane solo są dobre, ale stosowane razem, stają się duetem idealnym. Perfekcyjnie się dopełniają i sprawiają, że moje włosy naprawdę świetnie wyglądają. :)

Używałyście tych rosyjskich perełek? A może macie inne sprawdzone rosyjskie kosmetyki? Koniecznie dajcie znać! :)

wtorek, 3 września 2013

Crema a la leche - Kallos

¡HOLA!    

Czyli krem mleczny - Kallos.
Wrzesień. Od zawsze kojarzy mi się z pięknymi złotymi i czerwonymi liśćmi. Z kaloszami, klasycznym trenczem jakby pożyczonym od Holly Golightly oraz ciepłą herbatą. Przywodzi mi na myśl prezenty urodzinowe, które niebawem dostanę od bliskich. W tym roku wrzesień przywitał nas zimnym deszczem, ale już dzisiaj słońce było prawdziwie jesienne - przyjemnie ciepłe. :)
Dzisiaj powinnam pokazać Wam moje zakupy sierpniowe, ale z prostej przyczyny nie mogę tego zrobić. Nie kupiłam NIC kosmetycznego. Nie sądziłam, że taki miesiąc nastąpi - a jednak. Ogromne zapasy pozwoliły mi przetrwać cały miesiąc bez wchodzenia do drogerii. Mój portfel i kosmetyczka są mi wdzięczne za ten brak dodatkowego obciążenia. A i ja sama czuję się bardzo dobrze w wersji minimalistycznej. 
Chcę pokazać Wam produkt, który dobrze znacie, a który u mnie pojawił się stosunkowo niedawno, ale od razu skradł moje serce.  Mowa o włosowym cudotwórcy. Tak, krem mleczny Kallosa zdecydowanie trafił na listę moich kosmetycznych ulubieńców. :D  
Obietnice producenta: Dzięki proteinom pozyskanym z mleka, krem wspaniale nadaje się do każdego rodzaju włosów, pozostawiając je delikatne i odżywione. Doskonały dla zregenerowania włosów osłabionych przez rozjaśnianie, farbowanie oraz trwałą ondulację. Zastosowanie: nałożyć krem na umyte włosy i pozostawić przez chwilkę dla uzyskania lepszego efektu. Spłukać obficie wodą i nadać włosom pożądany kształt.

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Methosulfate, Parfum, Phenoxyethanol, Methyldibromo Glutaronitrile, Hydroxypropyltrimonium Hydrolized Casein, Citric Acid, Hydrolized Milk Protein, Methylchloroisothiazolinone, Sodium Cocoyl Glutamate, Methylisothiazolinone.

Cena: ok. 12 zł / 1000 ml

Moja opinia: Maska została zapakowana w plastikowy słój o pojemności aż jednego litra. Opakowanie nie jest zbyt poręczne czy wygodne w użytkowaniu. Mokrymi dłońmi ciężko jest odkręcić słoik i utrzymać go w małej, kobiecej rączce - ja  musiałam kłaść go w wannie, żeby mi nie upadł. Ponadto krawędź, przez którą trzeba wydobywać produkt jest ostra, więc gdy kończy nam się produkt musimy być dodatkowo jeszcze bardziej ostrożne, żeby się nie skaleczyć. Posiadaczki większych dłoni mogą mieć naprawdę spory problem.
Pierwsze co mnie w nim zachwyciło to zapach, który buchnął po otwarciu maski. Jest on śmietankowo-waniliowo-karmelowy. Niestety ten budyń jest mocno chemiczny, ale naprawdę przyjemny. Co więcej, zapach utrzymuje się na moich włosach przez cały następny dzień. Maska ma delikatnie różowy kolor. 
Cena produktu zachwyca. Jej wydajność ogromnie zachęca do zakupu. W ciągu trzech miesięcy zużyłam 2/3 słoja. Uwielbiam konsystencję tej maski - ona również przypomina budyń. Jest idealna - nie za rzadka, nie za gęsta. Idealnie rozprowadza się na włosach oraz z nich nie spływa. Wystarczy stosunkowo niewielka jej ilość, aby pokryć całe włosy. 
Skład maski nie zachwyca jakoś szczególnie. Osławione proteiny mleczne znajdują się daleko za kompozycją zapachową, ale jej działanie jest lepsze niż można by przypuszczać. Nakładałam ją po myciu zarówno na włosy, jak i skórę głowy na ok. 30-40 minut pod czepek i ręcznik. Włosy po jej użyciu są miękkie, puszyste i wyczuwalnie wygładzone. Stają się nawilżone aż po same końce. Lepiej się rozczesują i układają. Błyszczą się niesamowicie oraz wyglądają na zdrowsze. Są odbite od nasady, przez co mają większą objętość. Maska absolutnie nie obciąża ani nie przetłuszcza włosów. Nie podrażnia ani nie wywołuje reakcji alergicznych.
Jest to maska idealna do stosowania na większe wyjście. Sprawia, że włosy wyglądają o niebo lepiej oraz świetnie się układają. Nie kosztuje wiele, więc naprawdę warto ją wypróbować. Należy pamiętać tylko o tym, aby nie stosować jej za często (maksymalnie 1-2 razy w tygodniu), aby nie przeproteinować włosów, bo tylko im tym zaszkodzimy, a tego żadna z nas nie chce, prawda? :)


Stosowałyście tę maskę bądź inną proteinową maskę? Jak się u Was sprawdziły? :)

Mam dla Was mały bonus, czyli zdjęcie z serii 'jak wyglądam z afro'. Tydzień temu zrobiłam sobie loki na opaskę. Miały wyjść takie śliczne loczki, jak z lokówki. Nie przewidziałam tylko tego, że moje włosy już same są kręcone i bardzo podatne na stylizację. Nie użyłam żadnej pianki, żelu czy lakiery, a efekt afro trzymał się aż do następnego mycia. Przedstawiam Wam pudla z afro. xD

 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...